Dokumentumok
Nyomtatóbarát változat
Cím:
Közép-Kelet-európai virtuális esettanulmány
Szerző:
Ország:
A kiadás helye:
A kiadás éve:
Kiadó:
Terjedelem:
Nyelv:
magyar, lengyel, román, szlovák
Tárgyszavak:
Állomány:
Közösségfejlesztési partnerségépítés Közép-Kelet Európában
Forditas:
Megjegyzés:
Az esettanulmányt a programban résztvevő szervezetek esettanulmányaiból Vercseg Ilona szerkesztette.
Annotáció:
Leltár:
Raktári jelzet:
E


PL
Wirtualny środkowo-wschodnio europejski eksperyment sytuacyjny

Żyjemy we wsi wśród 1800 mieszkańców, gdzie w ostatnich dziesięciu latach wszystko się zmieniło i wygląda na to, że wszyscy o nas zapomnieli – tak o tym opowiada wujek Walenty.

Kiedyś widzieliśmy leprze dni… Kiedyś dawno temu w latach 40-tych prosperowało tu Stowarzyszenie Zagospodarowania Lasu. Tutejsi gospodarze sami zagospodarowywali las, sadzili drzewa, wycinali i sprzedawali. My to mieliśmy jeszcze szczęście, bo mamy ten las – gdzie indziej mają tylko ziemię. U nas dochody z rolnictwa można było uzupełnić wypalaniem wapna, produkowaniem węgla drewnianego, sprzedawaniem drewna.

Potem przyszli ruscy, zabrali nam las, ziemię, założyli kołchoz z profilem hodowli roślin, hodowli zwierząt i przetwórnią drewna. Skończyli się kontakty z bliższymi wsiami i skończył się handel. Z samodzielnych gospodarzy staliśmy się pracownikami. Nie było łatwo się przyzwyczaić, ale nie było innego wyjścia. To prawda, że w tych czasach każdy miał pracę i dochody, nie tak jak teraz. Jakiś rozwój też był, w latach 70-tych dotarła tu linia kolejowa z powodu produkcji drewna, została założona fabryka mebli, powstały domy panelowe z mieszkaniami państwowymi i wybudowali więzienie. Na początku mieszkańcy się buntowali, nikt się nie cieszył tym gościom, ale potem i z tym się pogodziliśmy. I tam parę miejscowych znalazło pracę, bo prać, gotować, sprzątać tutejsi ludzie tam chodzili.

A teraz znowu jesteśmy własnymi panami… Tylko ludzie już się przywykli do tego, że im ktoś mówi, co mają robić. A teraz trzeba by było samodzielnie myśleć… Zadecydować. No i tą kupę nieszczęścia wsiąść na plecy. Bo tu wszystko zbankrutowało. Kołchoz rozwiązali, ludzie się rozeszli po świecie. Dostaliśmy ziemię, las z powrotem, ale po co? Nie ma już tu chłopów. Znajomy mi powiedział: „Bracie, jak kogoś już włożą do trumny, to już nie będzie startował w wyścigach. I miał rację. Nowi właściciele nie uprawiają ziemię, niech tam rosną same chwasty i to nikomu nie boli? Nawet, jeśli by pół kraju zachorowało na alergię od tych pyłków? I jak dużo kosztuje teraz ich leczenie.
Młodzi już się nie znają na rolnictwie, nie potrafią uprawiać las. Nie ma maszyn, nie ma pieniędzy, nikt się nie zna na nowej technologii, nie ma kontaktów handlowych. Nie ma już dawnego systemu skupu, teraz niech każdy sprzedaje jak może. Najpierw państwo kierowało handlem, wszystko zabierali nam, a teraz dali z powrotem, kiedy sprawy wyszły nie tak. Teraz kłopoty są nasze a państwo narzuca nam takie podatki, że w głowie się kręci...

Na stacji kolejowej jeszcze wisi napis „Wyjście do wsi” Teraz nikt stamtąd nie przychodzi, ostatniego pasażera widzieliśmy w 1995 roku. W tedy zlikwidowali tą linię, wszystkich pracowników zwolnili. Wszystko tu idzie na psy. Nad rzeką zawalił się most, i od wielu miesięcy tak leży, nikt się tym nie zajmuje, każdy czeka na drugiego…

Wielu zazdrości i tym co ich rano autobusami zabierają do pracy do shopping centrów. Worzą nas jak Kinte-Kunte. – mówi jedna kobieta. Jak tego niewolnika w tym serialu, wiecie… W 80-iu kilometrowym kręgu zbierają ludzi do pracy tam za marne grosze. Prawie wszyscy pracują za minimalne stawki, a wiadomo, że w tej drożyźnie nie można wyżyć za takie pieniądze. I za te marne grosze 10 godzin spędzają daleko od rodziny. No i tam nieźle im dają w kości, co godzinę mają 5 minut przerwy, na obiad mają 20 minut. Kto się nie stara, temu najpierw zwracają uwagę, za drugim razem wlepią mu karę, a za trzecim razem mu wręczają wymówienie. Gdzie oni się ośmielą powiedzieć słowa... Stracili by pracę. Z naszej wsi 41 osób jeździ do takiej pracy.

Najlepiej jeszcze mają te kobiety, które jeżdżą sprzątać do prywatnych domów do miasta, do bogatych. Robią za służące, jak dawno, ale im przynajmniej przyzwoicie płacą, prawda, na czarno, nie płacą im nic do emerytury, do ZUS-u.

Taka jest prawda, że potrzebne by były miejsca pracy, ale mało jest takich, kto się pali do pracy – większość woli w karczmie posiedzieć i pić. Niema jednego fryzjera we wsi, w sklepie są tylko podstawowe rzeczy, za wszystkim trzeba jeździć do miasta... No i jeszcze do tego komunikacja. Jest strasznie droga i bardzo rzadko jeździ. To prawda, że dawniej i tego nie było, ale potrzeby się zmieniają.

Z cyganami też są coraz większe kłopoty, a przecież żyją już tu setki lat, a za socjalizm każdy z nich pracował. A teraz niedostają pracy. Miejscowi przeważnie nie zatrudniają cyganów, a młodych nie wpuszczają do lokalów... Niema co ukrywać, że przestępczość wzrosła, ale za to nie można winić tylko cyganów, bo w większości są biedni, ale porządni... Nie wiem, co tak z nimi będzie...?

A bezrobotni włóczą się miedzy panelowymi domami, albo stoją w kolejce po zapomogi przed radą. Niektórzy z nich i tak nieźle żyją, są tacy, co jeżdżą do krajów UE na roboty sezonowe, handlują zagranicznymi używanymi samochodami. Ale ci, co w ogóle nie mają pracy czasem nawet za światło nie mogą zapłacić. Raz się z darzyło, że komuś skonfiskowali dom we wsi – taki wstyd...!

Źle jest też, że ludzie już się nie trzymają razem, dawniej wszyscy wszystkim pomagali i szanowali się nawzajem. Teraz znowu ludzie są podzieleni według stanu majątkowego. Między ludźmi jest zawiść. Już nie warto nawet pójść na zebrania wiejskie, bo się kończy zawsze na kłótnią. Teraz każdy chcę ratować tonący statek. Wieś się podzieliła na dwie kompanie, wszystko im jedno, o czym jest mowa, ważne tylko, żeby nie ten drugi miał rację. Jakbyśmy nie żyli w tej samej wsi i nie mielibyśmy ten sam cel. Każdy chcę przewodzić, wypchnąć drugiego, a losem wsi żaden z nich się nie interesuje.

A jest tu nie jeden mądry człowiek, leśnik też chce ludzi trzymać razem... Burmistrz też się stara, ale byliby i inni też... Ale oni podchodzą do sprawy na zasadzie, „Dlaczego właśnie ja? Kto mi będzie wdzięczny za poświęcony czas? A potem jeszcze mi powiedzą: a ten, co się tak pcha?” Bo ludzie są właśnie tacy, że obmawiają tego, co wyróżnia się... Jest tu paru obrotnych ludzi, dobrze im się interes kręci, a wszyscy tylko myślą: skąd oni biorą pieniądze, ale żeby wziąć i samemu wymyślić jakiś interes, to nie. A jeśli ktoś coś robi społecznie, to od razu zaczyna z góry patrzeć na innych, że oni nic nie robią.

Jest jednak paru takich, którzy w każdej pracy społecznej się udzielają, a reszta ludności to tylko pasywnie patrzy na to. Nikt tu nie chce zakładać spółek, stowarzyszenia... Też prawda, że nie ma tu takiego miejsca we wsi, gdzie można by było zebrać się kulturalnie. Dom kultury został sprzedany jednemu przedsiębiorcy, a zebrania odbywają się w knajpie. Można by było te zebrania zorganizować i w szkole, ale tam popołudniu niema ogrzewania. Oszczędzają z paliwem.

Jedyne szczęście, że strażacy wybrali nowego przewodniczącego i ten wziął sprawy ostro w ręce. Odnowili budynek straży pożarnej, naprawili samochód strażacki. W każdy czerwiec organizują dużą zabawę z tombolą i to już weszło u nas w tradycję.

Młodzi nie mają inne możliwości do rozrywki tylko disco. To też jest w karczmie. Nie mają przed sobą żadnych perspektyw. Wyrastają w takiej sytuacji i albo się przyzwyczają, albo uciekną, pójdą do miasta na nauki, lub do pracy. Bo tu na miejscu jest tylko szkoła podstawowa, to też bardzo skromnie wyposażona. Szkoła znajduje się na brzegu rzeki, wszystkie ściany ma przemoknięte, prawie się zawala. Ale niema pieniędzy na remont. Jak dzieci dostają się do średniej szkoły, to już tylko jeść i spać przychodzą do domu, albo i to nie, tylko na koniec tygodnia, a jak dorosną, wyprowadzają się stąd. A starzy rodzice zostają tu sami i nikt się nimi nie opiekuje.

A przecież taka piękna jest ta nasza wieś, wśród lasów w dolinie, na brzegu rzeki można paść krowy, jak ktoś je ma. Zimą jesteśmy śniegiem odcięci od świata. Najbliższe miasto jest na 40 km-ów, tam trzeba jeździć za wszystkim, nawet do lekarza. A zimą tu każdy musi wyzdrowieć sam.

Tyle mówią o turystyce, ale kto tu przyjedzie? Nie ma tu nic do zwiedzania, domy i ulice nie są już tak czyste jak dawniej. Domy, drogi są zaniedbane, brudne... Prawda, są tu ruiny pałacyku, gdyby to doprowadzić do porządku, można by było tam zrobić hotel, ale kto ma na to pieniądze? Jest tu jeden człowiek, który wynajmuje dom turystom. Wygrał jakiś konkurs czy co, za to odnowił dom. Tylko tak mu dali kupę forsy, za nic. Kto ten świat rozumie? Coś tu jest bardzo nie w porządku.

Nikt się nie interesuje naszym losem. Nikt się nami nie interesuje i nikt się do nas nie odzywa. My już się przyzwyczailiśmy, ale co będzie z naszymi dziećmi, naszymi wnukami?

No, ale koło się kręci. Nie ma tak, żeby wszystko było dobrze. Bo to ludzie by nie mieli, na co narzekać...

Dokumentumok

File Attachment Icon
MAGYARF.DOC
File Attachment Icon
ATTSTKUA
File Attachment Icon
Polish village.doc
File Attachment Icon
village english version(P).doc
File Attachment Icon
ATT8HJ3P